Minimalizm i less waste- filozofia życia godna naśladowania czy kolejne modne obsesje?


 Minimalizm i less waste to rosnące w siłę trendy społeczne, polegające na wdrażaniu bardziej świadomej konsumpcji i rozsądnego podejścia do kwestii posiadania oraz refleksji na temat generowanych odpadów. Częściowo wynika ze sprzeciwu wobec galopującego konsumpcjonizmu i jego negatywnych skutków dla środowiska. Co może pójść nie tak?


Minimalizm

W wyszukiwarce Google po wpisaniu w języku polskim hasła minimalizm najwyżej pozycjonuje bloga Simplicite, w którym postulaty i filozofię minimalizmu oraz tematy powiązane wyjaśnia Katarzyna Kędzierska, autorka jednej z pierwszych polskojęzycznych książek o minimalizmie „Chcieć mniej, minimalizm w praktyce” (2016).  Ten styl życia w założeniu skupia się na prostocie i skupieniu na rzeczach (niekoniecznie materialnych!) które są naprawdę ważne, rezygnacji z nadmiernego gromadzenia rzeczy i zdrowego podejścia do posiadania oraz kupowania, co ma podnieść jakość życia. W końcu jak słusznie zauważa autorka, na ubrania kupowane w „super okazji” na wyprzedaży w zależności od zarobków zwykle pracujemy przynajmniej kilka godzin i warto zadać sobie czy naprawdę kupowanie i posiadanie daje nam szczęście w dłuższej perspektywie. Brzmi rozsądnie jednak również na pierwszej stronie wyszukiwarki pojawiają się odnośniki do mniej optymistycznie nastawionych tekstów o tym, dlaczego minimalizm to ściema i jakie wady ma to podejście.


Pierwszym zarzutem, który można mieć wobec tego trendu jest pułapka popadnięcia w kolejną skrajność, często widoczna na grupach o tematyce minimalizmu- najpierw nadmiernego konsumpcjonizmu, a potem po „nawróceniu” na minimalizm obsesji pozbywania się rzeczy, liczenia rzeczy i ciagłego posiadania rzeczy. Paradoksalnie znów rzeczy są w centrum uwagi, chociaż wcześniej  dotyczyło fiksacji wokół posiadania, a w późniejszym etapie wokół nieposiadania. 


Co ciekawe zanim minimalizm stał się modny, rozważania o posiadaniu i tym, że dobra materialne powinny być podporządkowane człowiekowi, a nie stanowić celu samego w sobie pisał już w latach osiemdziesiątych sam Jan Paweł II (zainteresowanym polecam encyklikę Sollicitudo rei socialis). Jest to tak zwany prymat osoby nad rzeczą i chociaż w poszukiwaniu źródeł minimalizmu i krytyki społeczeństwa konsumpcyjnego cieżko trafić na guru minimalizmu, który odwoływałby się właśnie do nauczania papieskiego, to w podejściu Jana Pawła z góry przedmioty i dobra materialne są traktowane neutralnie, użytkowo i podrzędnie wobec osoby. Rzeczy są po prostu rzeczami.


Niestety ze względu na postępującą globalizację i wyzysk, z etycznego punktu widzenia nasze wybory konsumenckie wymagają głębszej refleksji- w pewnym sensie głosujemy portfelem i warto wspierać ubrania pochodzące ze zrównoważonych źródeł, jedzenie pozyskiwane z etycznych plantacji czy kosmetyki cruelty free. Rzeczy przestają być tylko rzeczami, bo za markami niejednokrotnie stoją określone wartości takie jak dbałość o środowisko i etyczna produkcja bez wyzysku.


Inny zarzut wobec minimalizmu to jego sprzeczność z ideą less waste, gdyż minimalizm w centrum stawia nasze poczucie wolności z powodu wyrzucenia i pozbycia się. Brakuje zatem refleksji nad tym, czy można pozbyć się niechcianych rzeczy w sposób odpowiedzialny, żeby wydłużyć ich cykl życia i nie produkować odpadów z rzeczy, które można by jeszcze w jakiś sposób wykorzystać. 


Być może z powodu różnic pokoleniowych i doświadczenia niedoboru podstawowych produktów w Polsce minimalizm może być uznawany za fanaberię wynikającą z dobrobytu przez osoby żyjące w realiach PRL-u, dla których zdobycie jakichkolwiek podstawowych dóbr było wyzwaniem, a minimalizm nie był wyborem, ale w pewnym sensie wymuszoną i przykrą koniecznością.


Niemniej niewątpliwą zaletą minimalizmu jest refleksja nad własnym stanem posiadania, potrzebami czy pokusami na jakie dajemy się wodzić marketingowcom. Świadomość zawsze jest w cenie. Łatwej też zapanować nad przestrzenią, która nie jest zagracona i monitorować na bieżąco stan zapasów czy planować zakupy. Inną zaletą, docenianą zwłaszcza przez kobiety są minimalistyczne szafy kapsułowe czyli tworzenie garderoby, w której wszystkie elementy spójnie współgrają ze sobą i są ponadczasowe, zgodne z naszym stylem i potrzebami, czyli może nastąpić historyczny moment- posiadaczka takiej szafy zapomni o frazie „nie mam się w co ubrać”. 


W teorii jeśli nie zboczymy na minimalistyczne manowce, dzięki tej filozofii życia oszczędzimy pieniądze na impulsywnych zakupach, zapanujemy nad chaosem w domowej przestrzeni i łatwiej będzie nam skupić się na tym co naprawdę ważne.

Less waste

Idea less waste polega na dążeniu do zmniejszenia produkcji odpadów do minimum i jest odpowiedzią na stale rosnącą średnią ilość śmieci produkowanych przez jedną osobę oraz ograniczaniu śladu węglowego jaki wiąże się z całym łańcuchem transportu i dystrybucji. 


Konsumenci stawiają zatem na lokalne produkty, które nie pokonują mórz i oceanów aby trafić do ich rąk i dążą do wybierania opakowań, które są przede wszystkim funkcjonalne, najlepiej z kartonu i z jak najmniejszą liczbą plastiku. 


Znakiem rozpoznawczym wojowników less waste są wielorazowe butelki z filtrem, które pomagają ograniczyć liczbę wyrzucanych butelek oraz oszczędzać pieniądze, własny kubek na kawę na wynos, własne torby na zakupy, często własne pudełka (przed pandemią kilka sieci marketów pozwalała na kupowanie nieopakowanych produktów typu ser do własnego pudełka, żeby uniknąć pakowania w folię), sztućce albo wielorazowe słomki. 


Z less wasterami coraz bardziej liczą się producenci czy sieci handlowe, które starają się podążać za trendem przykładowo rezygnując z tacek na warzywa, pozwalając pakować zakupy w puste kartony, czy ograniczając liczbę folii. 


Co ciekawe to właśnie dzięki społeczności less waste do łask wracają stare poczciwe mydła, nieco wypierane w ostatnich latach przez żele pod prysznic pakowane w plastikowe butelki, a w drogeriach stacjonarnych zaczęły pojawiać się szampony w kostce czy nawet odżywki do włosów w kostce, które są praktyczne, wydajne, pakowane jedynie w kartonik i przy ich produkcji zużywa się o wiele mniej wody niż w przypadku tradycyjnego szamponu czy odżywki. Podobnie do łask wróciły drewniane szczoteczki do zębów z bambusa, który jest najszybciej rosnącą rośliną na świecie i niesamowicie wydajnym surowcem, który nadaje się do kompostowania w przeciwieństwie do klasycznych plastikowych szczoteczek. 


Zdecydowanie wzrasta także zainteresowanie przydomowym kompostowaniem bioodpadów, również w warunkach miejskich czy lokalnymi grupami wymian, gdzie można zaoferować na wymianę lub do oddania coś czego chcemy się pozbyć dając tej rzeczy szansę na drugie życie, albo ogłosić się, że poszukujemy jakiegoś artefaktu z drugiej ręki- często wychodzi taniej i bardziej ekologicznie, bo dana rzecz nie ląduje na śmietniku ani nie zalega nie używana podczas gdy osoba, która potrzebuje danego przedmiotu zdecydowałaby się na zakup nowego.


Prawdziwą guru zero waste jest Amerykanka, Bea Johnsson, która odpady swojej czteroosobowej rodziny nienadające się do ponownego przetworzenia rzekomo jest w stanie zmieścić w małym pół litrowym słoiku, chociaż ortodoksyjni zero wasterzy (dążący do całkowitego wyeliminowania produkowania śmieci) zarzucają jej produkowanie ogromnego śladu węglowego wynikającego z korzystania z transportu lotniczego, kiedy lata na konferencje i prelekcje.


 Nie ma ideałów, jednak nie bez powodu część z grup zero waste i less waste (bardziej realistycznych! naprawdę ciężko nie produkować wcale odpadów w XXI wieku) zawiera w nazwie czy swoim regulaminie frazę „bez spiny”- less wasterzy często „spinają się”, chociaż być może w słusznej sprawie, czasami nawet w kwestiach granic bezpiecznej kreatywności w byciu less waste (przykładowo wykorzystanie szpitalnych kubeczków po lekarstwach, wyrzucanie ubrań po wyjściu ze szpitala itd.)


Dochodzi czasami do podobnego „paradoksu” co w minimalizmie, że less wasterzy unikają zbędnych opakowań i plastiku, więc kupują produkt nie we względu na preferencje czy jego właściwości ale ze względu na opakowanie. 


Innym zastrzeżeniem wobec less waste jest często wyższa cena wyjściowa produktów wielorazowych, która „zwraca się” po określonym czasie użytkowania jednak nie każdy może sobie pozwolić na takie wybory czy kupowanie kolejnych rzeczy, do których trzeba wykorzystać kolejne zasoby, żeby być bardziej less waste, tylko ze względu na piękny design. W teorii nie ma różnicy czy pijemy wodę ze szklanych butelek po sosie pomidorowym czy kupujemy śliczny szklany bidon, z obu woda powinna smakować tak samo albo czy w czasie pikniku wyciągamy specjalnie kupiony zestaw sztućców czy spakujemy metalowe sztućce z domowej szuflady.


Czy warto?

W obu przypadkach działania mające na celu bardziej świadomą i mniej inwazyjną dla środowiska konsumpcje mają sens, a im więcej osób wprowadzi chociaż małe zmiany tym większą szansa na efekt skali.  Troska o środowisko naturalne, etyczną produkcję, poprawę jakości własnego życia i bardziej świadome wybory jak najbardziej są wskazane, zwłaszcza kiedy wisi nad nami widmo nadchodzącej katastrofy klimatycznej. 


Bardzo łatwo jednak dać się złapać w sidła greenwashingu czyli eko ściemy pod płaszczykiem bardziej zrównoważonych rozwiązań sprzedawanego nam przez marketingowców albo przez presję grupy popaść w radykalizm i obsesję nieposiadania czy opakowania. 


Dlatego warto wprowadzać tylko te rozwiązania, na które realnie możemy sobie pozwolić na danym etapie życia, cieszyć się z zaobserwowanych oszczędności czy odzyskanej przestrzeni albo poprawy nawyków i nie samobiczować się i nie zadręczać z powodu niepowodzeń. Jesteśmy tylko ludźmi, ale każdy nawet najmniejszy krok w świadomej konsumpcji i ochronie środowiska ma znaczenie <3.

Redaktor Podręczna

Komentarze