Anna Benisz prowadzi kanał na YouTubie i konto na Instagramie dotyczące depresji, zaburzeń odżywiania i aktywizmu. Od niedawna nagrywa również podcast. Dzieli się swoim doświadczeniem dotyczącym wychodzenia z depresji i bulimii oraz uczestniczenia w terapii. I o tym – między innymi – jest ta rozmowa. Zapraszam!
Dlaczego
postanowiłaś poruszać na swoim kanale i Instagramie tematy związane z bulimią,
depresją i aktywizmem?
Kiedy zaczęłam chorować - czy na bulimię, czy depresję, nie miałam zielonego pojęcia, że jestem chora, i o co w tym w ogóle chodzi. Wiązało się to z ogromnym poczuciem winy, karaniem siebie, wmawianiem sobie, że to wszystko moja wina i, że nie powinnam się tak czuć i zachowywać. Kiedy trafiłam do psychiatry, a później do psychoterapeuty i zaczęłam leczenie, zrozumiałam wiele rzeczy - m.in. czym jest depresja i, że to naprawdę nie była moja wina, ani mój wymysł. Zaczęłam wychodzić z choroby i chciałam stworzyć miejsce w sieci, które będzie bezpieczną przystanią dla osób chorujących, ale też miejscem, które edukuje. Moim celem była i nadal jest walka ze stygmatyzacją osób chorych i zaburzonych psychicznie, rozwalanie mitów, stereotypów, ale też zwykłe powiedzenie “Hej, nie ma w Tobie nic złego, to choroba. Możesz z tego wyjść”. Aktywizm społeczno-polityczny przyszedł w międzyczasie, w reakcji na wydarzenia w Polsce i na świecie - jestem zaangażowana w tematy związane z prawami człowieka.
A jak było z podcastem? Dlaczego zaczęłaś nagrywać?
Mimo tego, że dopiero teraz wypuszczam pierwsze odcinki, to nad podcastem pracowałam przez ostatnie parę miesięcy. Chciałam mieć miejsce, w którym w przystępny sposób mogłabym opowiadać historie i edukować. Wcześniej kręciłam wideo, ale chciałam spróbować czegoś innego - padło na podcasty. Nie chcę zamykać się na jedno medium - myślę, że audio w niektórych tematach jest bardziej przystępne, niż np. tekst pisany.
Zakładam się, że z uwagi na tematykę swojego Instagrama, stykasz się z hejtem. Jak sobie z nim radzisz?
Usuwam, blokuję, nie czytam. Znam swoją wartość, wiem, że mój wygląd czy tematyka jaką poruszam to nie są rzeczy, które mnie określają. Na pewno nie chcę przejmować się oceną osób, które tak naprawdę nawet mnie nie znają (bo przejmuję się tylko tymi radami, o które sama poprosiłam). Jestem chora, ale choroba nie jest mną i z takim przekonaniem o wiele prościej znieść wszystkie hejterskie komentarze. Zresztą, w większości są one po prostu absurdalne i niepoważne - myślę wtedy, że osoby, które je piszą mają jakiś problem - a nie ja. Kluczowe jest to, że czerpię poczucie własnej wartości z siebie, a nie opieram go na opiniach innych ludzi. Dzięki temu moja pewność siebie jest niezachwiana, niezależnie czy spotykam się z hejtem czy z miłymi komentarzami.
Łatwiej ci pisać posty czy nagrywać?
Od dzieciaka bawię się słowem. Piszę prozę, pracuję jako copywriterka, tworzę różne treści do Internetu, więc pisanie przychodzi mi na pewno naturalniej. Nagrywanie jest dla mnie bardziej skomplikowane ze względu na przygotowania - muszę napisać scenariusz, a później jeszcze go dopieścić w trakcie nagrywania. Przy postach, szczególnie tych krótkich, instagramowych, po prostu siadam i piszę - jest to na pewno szybsze i prostsze.
Co jest najtrudniejsze w zmaganiu się z depresją?
Dla mnie najtrudniejsza była chyba taka niemoc i poczucie winy, że to wszystko mój wymysł i wystarczyłoby, żebym tylko wzięła się w garść i wszystko byłoby OK. W depresji wszystko było dla mnie trudne - od wstania z łóżka, przez zrobienie sobie herbaty, po próby niemyślenia tylko i wyłącznie o śmierci. To jest okropna choroba i myślę, że dla każdego może być zupełnie inna w odczuciu i objawach - nie chciałabym wartościować, które objawy są gorsze, a które lepsze. Wszystkie są równie trudne.
Czym jest dla
Ciebie ciałopozytywność?
Hmm, to chyba dla mnie poczucie, że jestem wystarczająca taka, jaka jestem, ale też, że moje ciało i sylwetka nie są aż tak istotne, jak wmawia nam się przez kanon piękna. Ciałopozytywność to dla mnie również świadomy wybór - czy chcę nosić makijaż, czy nie, czy chcę golić nogi, czy nie. Wybór ze świadomością, że niezależnie od tego, co wybiorę, to będzie OK, o ile tylko będę się z tym dobrze czuła. Ja, nie inni.
A feminizm? Na
czym on polega?
To chyba temat na wielogodzinną dyskusję :) Są różne odłamy feminizmu i nie będę ich tu wszystkich przytaczać czy omawiać. Dla mnie feminizm jest po prostu równością w każdym obszarze naszego życia. Nie tylko tym prawnym (równy dostęp do udziału w wyborach czy dostęp do nauki), ale też tym codziennym - dzięki feminizmowi chcę walczyć ze stereotypami i powinnościami dotyczącymi płci i sprawić, że nasze cipki czy penisy nie będą przeświadczać o tym, jakimi ludźmi jesteśmy i co tak naprawdę możemy (lub nie) robić w życiu.
Jak zaczęła się akcja #RomantyzujCodzienność? I o co z nią chodzi?
Akcja chodziła za mną od dawna. W trakcie mojej terapii zaczęłam bardziej przyglądać się swoim emocjom i uczuciom. Kiedyś byłam w nich bardzo skrajna i potrzebowałam czuć dużo, intensywnie i ciągle. Teraz to się zmieniło - bardzo odnajduję się w spokoju, a emocje odczuwam w odpowiedzi na jakieś wydarzenia czy sytuacje. Dodatkowo właśnie mija rok, odkąd pracuję zdalnie i przez to moje życie… stało się niezłą rutyną. Przez ograniczone możliwości jakiegokolwiek działania zaczęłam doceniać te małe rzeczy, zaczęłam praktykować wdzięczność (co brzmi górnolotnie, ale wcale takie nie jest!). Romantyzowanie codzienności to też dbanie o siebie - bo Twoje śniadanie może być zjedzone przy czystym stole i fajnym nakryciu, kiedy słuchasz fajnej muzyki, a może być kanapką zjedzoną w trakcie ubierania butów - to Twój wybór, czy sobie to zaromantyzujesz czy nie.
Zrobiłaś sobie ostatnio przerwę od mediów społecznościowych. Co taka przerwa daje? Jak było w Twoim przypadku?
Potrzebowałam odciąć się od mediów społecznościowych bo czułam się przebodźcowana. Mi mało brakuje do takiego stanu - jestem bardzo wrażliwa na nadmiary :) Co taka przerwa daje? Dla mnie na pewno była okazją do pozbycia się nawyku ciągłego sięgania po telefon (robiłam to parędziesiąt razy dziennie!) i bezsensownego scrollowania Instagrama czy Facebooka. Było to też okazją do zmierzenia się z FOMO (lęk przed tym, że dzieje się coś ważnego, o czym powinnam wiedzieć, a ja o tym nie wiem, nie uczestniczę w tym), no, i okazją do zrozumienia, że można żyć bez nadmiaru informacji i świat się z tego powodu nie zawali. Przez ten czas moje skupienie i kreatywność zdecydowanie wzrosły i tak, nadal “traciłam czas” na inne, bezsensowne czynności, ale przynajmniej odpoczęłam. Myślę, że to fajny sposób na chociaż chwilowe oderwanie się od pędzącego świata.
Jak poradziłaś sobie z zaburzeniami odżywiania?
To zdecydowanie za długa historia, żeby opowiedzieć ją w paru zdaniach. Myślę, że ważne jest tutaj całościowe podejście do problemu. Jak zdecydowałam się zdrowieć, to pracowałam nad wieloma aspektami jednocześnie. Po pierwsze, nad sferą emocjonalną (pewność siebie, kompleksy, zajadanie emocji, uczuć), a po drugie, relacja z jedzeniem (jak rozpoznać głód fizyczny od psychicznego? Jak przestać bać się jedzenia?). Praca nad tym była dla mnie pierwszymi krokami do wychodzenia z zaburzeń odżywiania.
A jak było z depresją? Kiedy ona się pojawiła?
Zaczęłam chorować w 3 klasie liceum, wszystko rozegrało się w bardzo krótkim czasie. Teraz już wiem, że wpłynęło na to parę bardzo trudnych emocjonalnie sytuacji w tamtym okresie. Choroba zatrzymała całe moje życie - zawaliłam klasę maturalną, odsunęłam się od ludzi, przestałam wychodzić z łóżka, zaczęłam nadużywać alkoholu. Dużo później zdecydowałam się poprosić o pomoc i rozpoczęłam terapię i brałam leki. Na ten moment nadal jestem w terapii, ale już nie ze względu na stany depresyjne, nie biorę też już dłuższy czas leków, nie doświadczam nawrotów.
W jednym z filmów na kanale mówiłaś o fobii społecznej. Czym ona jest i jak Ty sobie z nią poradziłaś?
Hmm, z perspektywy czasu, nie wiem, czy mogę to nazwać fobią społeczną. Na pewno mierzyłam się z czymś na podobnych zasadach. Przez dramatycznie niską pewność siebie (a raczej jej brak) i ogromny lęk, z którym nie potrafiłam sobie radzić, nie umiałam rozmawiać z innymi ludźmi. Zapytanie przechodnia o godzinę było dla mnie jakimś absurdalnie wielkim problemem i reagowałam na to totalnym przerażeniem i paraliżem z lęku. Myślę, że tak faktycznie pracuję z moim lękiem teraz - na terapii grupowej. Tam wychodzę ze swojej strefy komfortu i “wystawiam się” na różne sytuacje, żeby je rozwalić na kawałki i przepracować w bezpiecznym otoczeniu. Myślę, że ogromną rolę (znów) ma tutaj pewność siebie i poczucie własnej wartości. Teraz, jak ktoś na mnie krzywo spojrzy, to już potrafię z tym żyć, a nawet się tym w ogóle nie przejmować.
Zdarza się, że Twoi obserwujący/subskrybenci zgłaszają się do Ciebie w kwestii zaburzeń psychicznych lub tych związanych z jedzeniem?
Zdarza się, powiedziałabym nawet, że bardzo często. Wydaje mi się, że jest to w jakiś sposób normalne zachowanie - w końcu mówię głośno o tych problemach, opowiadam o tym, że z nich wyszłam - więc inne osoby chcą wiedzieć, jak to zrobiłam. Mimo wszystko ciągle pamiętam i przypominam innym, że zawsze chętnie wesprę i pomogę, ale nie mogę zastąpić psychoterapeutki_ty czy psychiatrki_y i zachęcam do skorzystania z profesjonalnej pomocy.
Chcesz coś powiedzieć osobom zmagającym się z depresją lub
zaburzeniami odżywiania?
Na pewno to, że w jakimkolwiek stanie teraz nie są - to minie. I żeby nie bać się i nie wstydzić poprosić o pomoc. Psychoterapia i leki ratują życie, stygmatyzacja zabija. Zdrowie psychiczne jest tak samo ważne jak fizyczne, a choroba nie jest Waszą winą.
Bardzo dziękuję
za Twój czas J
Rozmawiała: Agnieszka Szachowska
Komentarze
Prześlij komentarz