Marta Cieśla: Chcemy, żeby nasz pacjent wiedział, że to jest proces i, że ma wpływ na każdy z jego etapów [Wywiad]
Marta Cieśla to psycholog i psychoterapeutka poznawczo-behawioralna. Wspiera dorosłych, dzieci i nastolatki w radzeniu sobie z lękiem, depresją, zaburzeniami odżywiania, a także w minimalizowaniu wyzwań związanych z ADHD czy spektrum autyzmu. Ja miałam okazję porozmawiać z Panią Martą o zaburzeniach odżywiania i budowaniu zdrowej relacji z jedzeniem. Zapraszam!
Jakie zaburzenia
odżywiania możemy wyróżnić?
Jeśli myślimy o zaburzeniach odżywiania, to najpierw przychodzą nam na myśl anoreksja i bulimia. Ale to nie wszystko – oprócz tego mamy zespół napadowego jedzenia, ale też zupełnie nowe zaburzenie i znak naszych czasów, czyli ortoreksję. Mamy jeszcze zespół jedzenia nocnego i inne zaburzenia mniej rozpowszechnione.
Pani wspomniała o ortoreksji. Na czym to zaburzenie polega?
Ortoreksja polega na tym, że staramy się jeść bardzo zdrowo i ciągle zawężamy szereg rzeczy, których nie jemy. Najpierw zaczynamy jeść wegetariańsko, później wegańsko, później jemy dla planety, czyli spożywamy produkty z naszego otoczenia, potem dochodzą do tego kolejne zasady żywieniowe, których nie jesteśmy w stanie zrealizować. Na przykład jemy bez cukru, bez mąki, bez glutenu, jemy produkty tylko z ekologicznych upraw – do tego stopnia, że jedzenie zaczyna nam się kojarzyć z lękiem przed złamaniem jakiejś zasady. I z tego powodu wycofujemy się z różnych relacji społecznych – na przykład „Nie mogę iść do kina, bo tam jest popcorn” albo „Nie mogę iść do restauracji, bo nie ma tam jedzenia posiadającego certyfikaty ekologiczne”. Czyli zaczynamy ograniczać jedzenie ze względu na bardzo wyśrubowane zasady żywieniowe, związane z naszym zdrowiem.
A skąd się biorą
zaburzenia odżywiania?
To jest bardzo trudne pytanie. Jest to złożony i wieloczynnikowy proces – tutaj nie ma „1+1=2”. To jest tak, że my jako dzieci obserwujemy, jak nasi rodzice jedzą, co jedzą, co mówią o tym jedzeniu. Czy pojawia się temat tego, czy ktoś jest gruby, czy chudy. Bardzo często w rodzinach osób z zaburzeniami odżywiania ważny jest temat tego, jak ktoś wygląda– omawia się: „O, ciocia Basia schudła!” lub „O, ciocia Krysia przytyła!”. Wiele rodzin, w których występuje anoreksja jest bardzo poukładana, zamknięta, niedopuszczająca autonomii dzieci, ceniąca samokontrolę i sukcesy. Albo jak w rodzinach z bulimią chaotyczna, z dużym natężeniem emocji i targana konfliktami. Do tego ogólnie, regulowanie emocji zaczyna się wiązać z jedzeniem: „Jesteś smutny? Zjedz sobie czekoladkę” lub „źle się zachowałeś idziesz spać bez kolacji”. Jedzenie zaczyna być postrzegane w kategoriach nagrody i kary. Jeżeli dołożymy do tego brak skutecznych strategii radzenia sobie z emocjami („Nie rozumiem moich emocji” lub „Nie mam poczucia kontroli nad swoim życiem”) oraz to, że jako nastolatki mamy jakoś wyglądać w naszej grupie rówieśniczej, i zaczynamy przykładać do tego dużą wagę, wtedy zaczynają się pierwsze symptomy. Zaczynam ograniczać jedzenie, żeby jakoś wyglądać, żeby mieć nad czymś kontrolę. Myślę o sobie w kategoriach: gruby-chudy i powoli staje się to główna oś mojej samooceny – porównuję się do innych i zaczynam mieć coraz bardziej skomplikowane zasady żywieniowe: „Jedz mniej”, „Nie jedz po 18”, „Jedz w najmniejszej miseczce”. Zaczynam chudnąć i ludzie mówią: „Ale super wyglądasz! Świetnie!” - dostaję takie wzmocnienie, że nie tylko kontroluję siebie, ale i dobrze wyglądam. Zaczynam bardziej chudnąć, przez co czuję, że zmniejsza się moja waga, zaczynam się nad tym koncentrować. Dodajmy do tego jakieś niepowodzenia życiowe: „Rozpadł mi się związek? No to ćwiczę, bo się źle czuję” albo „Zawaliłam kolokwium. No to opróżniam lodówkę” i widać jak na dłoni regulację emocji poprzez jedzenie.
A jak się leczy
zaburzenia odżywiania?
Jednym ze wskazań NICE jest wzmocniona terapia poznawczo-behawioralna CBT-E. Dobrze jest poprzedzać terapię dialogiem motywacyjnym gdzie zastanawiamy się, czy podejmować terapię, czy nie, jakie są jej plusy i minusy, co pacjent zyska, co straci. Później zajmujemy się wzorcami jedzenia i psychoedukacją: „Jakie masz reguły żywieniowe? Na jakim talerzyku jesz? Co robisz, żeby nie było widać, czy jesz?”. Odbudowujemy wzorzec regularnego jedzenia i uczymy identyfikować myśli w trakcie posiłków. Koncentrujemy się nad tym, jak to u pacjenta działa, co wywołało te zaburzenia, co ma na to wpływ. Chcemy, żeby nasz pacjent wiedział, że to jest proces i, że ma wpływ na każdy z jego etapów. Potem zajmujemy się obrazem siebie, sposobami radzenia sobie z emocjami, strategiami związanymi z jedzeniem, myśleniem o jedzeniu. Musimy rozpracować i wytworzyć takie strategie, które spowodują, że zaburzenia odżywiania nie będą się utrzymywać. U niektórych pacjentów będziemy zajmować się też perfekcjonizmem, albo słabymi umiejętnościami społecznymi, czyli elementami niezwiązanymi bezpośrednio z jedzeniem, ale takimi, które sprawiają, że jedzenie staje się tematem numer 1.
Jak długo trwa taka
terapia?
Modelowo, czyli według protokołu, mówimy o 40 sesjach przez 40 tygodni lub 20 sesjach przez 20 tygodni, ale każdy pacjent będzie pracował trochę inaczej. Terapia może trwać dłużej, szczególnie jeżeli zaburzeniom odżywiania towarzyszą inne problemy, na przykład zaburzenia osobowości – przy bulimii to jest 30% pacjentów. Do tego mogą występować kliniczny perfekcjonizm albo depresja, albo inne problemy, którymi musimy zająć się równolegle z zaburzeniami odżywiania.
Jak wspierać osobę,
która zmaga się z takimi zaburzeniami?
Na pewno być, dawać wsparcie i nie oceniać. Nie mówić: „O jeny, zjadłaś!” lub „O jeny, nie zjadłaś!”. Nie robić tematu z jedzenia ani z tego, jak ktoś wygląda. Nie tylko, jeśli chodzi o osoby z zaburzeniami odżywiania. Jeżeli my mówimy o kimś w dany sposób, to nas kształtuje. Ważne, żeby osoby z zaburzeniami odżywiania miały kontrolę nad tym jedzeniem. W przypadku osób z anoreksją jest tak, że na samą myśl o nadchodzącym posiłku otoczenie wokół tej osoby robi się elektryczne: „Jak dużo zje?”, „Czy zje?” lub „Czy wypluje?”. Otoczenie zaczyna robić różne rytuały, żeby ta osoba zjadła więcej – zaczyna ją kontrolować. Kiedy osoba z anoreksją trafia na terapię, to zaczyna być jej sprawa – to nie my kontrolujemy ją, tylko ona kontroluje siebie. Należy angażować tę osobę w różne aktywności społeczne: „Wyjdźmy gdzieś” lub „Zróbmy coś”, niekoniecznie „Chodźmy na fitness” czy „Jedźmy w góry” (gdzie spali się wiele kalorii). Ale na przykład: „Chodźmy do kina” lub „Chodźmy na spacer”. Chodzi o takie aktywności, które poprawiają nastrój: „Czuję się lepiej, myślę lepiej i wtedy mam mniejsze wahania nastroju związane z tym, jak wyglądam”.
A co wpływa na naszą
relację z jedzeniem? Od czego zależy, czy będzie ona zdrowa, czy też nie?
Wpływa na to wiele czynników. Ja jestem wielką fanką „ciałoneutralności” – nie „ciałopozytywności” na zasadzie: „Moje ciało jest piękne takie, jakie jest”, ale na zasadzie: „Moje ciało jest. Jest sprężyste. Daje mi przyjemność - w trakcie seksu, jedzenia, w czasie uprawiania jogi”. Ono ma różne funkcje – dzięki niemu mogę przytulić się do drugiej osoby, ono sprawia, że jestem gibka i sprawna, mogę ćwiczyć, a ćwiczenie poprawia mój nastrój. Relacja z jedzeniem lub z naszym ciałem zaczyna się od tego, że patrzymy na ciało w inny sposób – ono jest i to jest w porządku, że jest. Jeśli pomyślimy sobie o tym, że jedzenie – tak jak nasze ciało, po prostu jest, ma różne funkcje społeczne (sprawiania przyjemności, ma funkcje odżywcze), możemy myśleć o tym, że jedzenie jest częścią życia. Jeżeli będziemy odżywiać się zdrowo i smacznie, to nasze ciało będzie się czuło lepiej. Jeżeli będziemy nagradzać się jedzeniem („Zaliczyłam kolokwium – idę na kawę”), to ono zaczyna budzić w nas pewne napięcie: „Oblałam kolokwium – kupię sobie czekoladę” i zaczyna się regulowanie emocji jedzeniem. Jeżeli będziemy regulować emocje w inny sposób – rozmawiać, nazywać i rozumieć te emocje, ćwiczyć, chodzić na spacery, to jedzenie nie będzie naszą jedyną strategią. Bo to nie jest nic złego, jeżeli raz na jakiś czas zjemy czekoladę na pocieszenie. Ale jeśli to zaczyna być główny sposób radzenia sobie to jest to kłopot.
W jaki sposób budować
dobrą relację z jedzeniem?
Słowo „relacja” zakłada, że jedzenie jest równie ważne, jak osoba. Myślałabym o tym, że jedzenie jest. Ono nam pomaga, odżywia nas, sprawia nam przyjemność. Ale przywiązywanie całej uwagi do jedzenia, do tego, jakie ono jest sprawia, że my się na nim nadmiernie koncentrujemy. Jeżeli w relacjach społecznych, regulacji emocji czy radzenia sobie ze stresem mamy porządek, to jedzenie nie będzie dla nas kłopotem ani zagrożeniem. Jeśli zaczniemy myśleć o jedzeniu jako o czymś, co nam zagraża, to ono zaczyna budzić lęk.
Chce Pani coś powiedzieć
na zakończenie?
Chciałabym powiedzieć, że jedzenie jest ważne, i, że nie musi być przerażające, ani nagradzające. W życiu najważniejsza jest równowaga i to, żeby w różnych obszarach naszego życia było „w miarę okej” – nie „Świetnie”, nie „Najlepiej”. Jeżeli jedzenie jest „w miarę okej”, jeżeli mój obraz ciała i moje relacje są „w miarę okej”, jeżeli moje radzenie sobie ze stresem jest „w miarę okej”, to wszystko jest w porządku. Nie musimy robić wszystkiego na piątkę z plusem, bo właśnie to poczucie bycia niewystarczającym sprawia, że musimy czuć nad czymś kontrolę, a to jest problem bardzo związany z zaburzeniami odżywiania.
Bardzo dziękuję za
rozmowę J
Komentarze
Prześlij komentarz